niedziela, 27 maja 2007

Przywalenie w asfalt.

Rower działa, hamulec czasem lubi nawalić, ale jakoś się da jeździć. Jest tylko trochę niestabilny, bo goniąc samochód (ok 50 km/h) przywaliłem porządnie w asfalt. Ratując rower (nie ma ryski) rozwaliłem głowę, bark, łokieć, nadgarstek, biodro i troche obiłem nerkę i żebra. Przynajmniej tata potwierdził, że jestem jego synem i nie potrzeba robić badań DNA.

Dzień był jednak tak wspaniały, że opłukałem się tylko w jeziorze i jeździłem dalej :-)

Z ziemi pozbierała mnie piękna istota, którą chciałem przeprosić za to, że przeżyła taki szok., To się jednak czasem zdarza. Dzięki za ratunek i troskę :*

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Czyli tata mimo wszystko miał wątpliwości? xD

Anonimowy pisze...

Fajnie, nie? ;>